Angelek |
Wysłany:
Nie 13:01, 21 Paź 2007
Temat postu:
|
|
Nie możemy się lękać przed bliskimi..wiem, że to trudne, bo sama bywam w takich sytuacjach. Ale wtedy dochodzi do mnie głos Jezusa, że przyzna się do tych przed Bogiem, którzy przyznają się do Niego przed ludźmi. Bóg daje siłę i Ducha Świętego, który nam ponmoże przyznawać sie do Jezusa odważnie. Nie bójmy się!!! |
|
|
weronika |
Wysłany:
Śro 17:27, 19 Wrz 2007
Temat postu:
|
|
Witam
Pierwszy raz jestem na tym forum i nie jestem jeszcze dobrze zorientowana. Przepraszam, jesli zle weszlam.
"O cokolwiek prosic mnie bedziecie w Imie Moje, Ja to spelnie..."
Nic dodac, nic ujac, dokladnie jak Bog przepowiedzial, tak dziala. Warunek -trzeba sie modlic sercem, a nie ustami. Po wtore, jezeli o cos prosimy, to musimy ufac, ze Bog nam napewno pomoze. Nie mozemy wyznaczac co chcemy i kiedy chcemy, poniewaz nieraz niektore nasze prosby nie sa dla nas dobre. Powinnismy prosic o pomoc w rozwiazaniu problemu i majac to na uwadze spokojnie zalatwiac sprawe, kontaktujac sie z Bogiem. Jezeli bedziemy sie trzymac "Reki Boga", napewno nie zbladzimy. Czesto nie otrzymujemy , bo zapominamy, ze prosilismy i robimy dalej po swojemu. Nie pamietamy o Bogu podczas zalatwiania sprawy. Zapraszajmy Boga do uczestnictwa w naszym codziennym zyciu. On tego pragnie.
Od kilkunastu lat Bog jest moim Najlepszym Przyjacielem i daje mi wszystko co mi potrzebne do zycia.Niczego mi nie brak, co nie znaczy, ze oplywam we wszystko. Pozdrawiam. |
|
|
weronika |
Wysłany:
Śro 16:57, 19 Wrz 2007
Temat postu:
czy rozmawiac z niewierzacymi o Bogu? |
|
Emi, wlasnie to zamierzalam napisac. Ludzie zbyt duzo slysza o Bogu, a widza zachowanie tych, co im o Nim mowia i dlatego wlasnie odwracaja sie od Boga. Nie mowmy ustami, ale czynami, bo rzeczywiscie ci, co najwiecej krzycza, ze Boga nie ma, najbardziej Go potrzebuja. Kosciol katolicki bedzie pusty, jesli wszyscy od najwyzszego duchownego,po najmniejszego z ludzi nie zmienia swego postepowania. Kosciol daje zly przyklad a za nim ida dewoci i konformisci, bo im nie wypada mowic inaczej, niz papugi. Pan Bog nie chce paplania, chce naszych serc i milosci blizniego, czego w dzisiejszym swiecie trzeba szukac ze swieca w reku. Tylko zmiana postepowania, szczegolnie wobec tych,ktorzy sa dzisiaj odtracani przekona ich, ze Bog jest. Najlatwiej krzyczec, a najtrudniej wykonac. Pozdrawiam. |
|
|
Emi |
Wysłany:
Pon 19:27, 17 Wrz 2007
Temat postu:
|
|
A no właśnie. To mnie uderzyło ostatnio, że przede wszystkim powinniśmy pokazywać innym ludziom przez swoje zachowanie jak wiele znaczy dla nas Bóg i jak wiele zmienił On w naszym życiu. Często mnie dopada taka myśl, gdy zrobię coś bezmyślnego - jak wtedy ludzie na mnie patrzą? Jesteśmy stworzeni na Boże podobieństwo, tacy też powinniśmy pozostać, dla świadectwa.
Tylko.. Przy osobach mi bliskich zachowuję się w miarę spokojnie, czuwam nad swoim charakterem, ale przez to, że są dla mnie tak ważne boję się nawet przyznać kto jest dla mnie NAJważniejszy. Nie chcę ich stracić. Próbuję naokoło im to uświadomić, bardziej żeby sami się domyślili, ale przecież nie tędy droga.
Z kolei przed ludźmi z mojego dalszego otoczenia (typu znajomi ze szkoły) nie odczuwam zbytniego problemu, żeby się przyznać, ale nie dbam o to, co oni z tą wiedzą zrobią. No i szczerze mówiąc aż tak nie pilnuję swojego zachowania wśród nich.. |
|
|
Tirs_a |
Wysłany:
Nie 21:35, 16 Wrz 2007
Temat postu:
|
|
Emi, jest dokładnie jak podejrzewasz. Czasem wystarczy jedno krótkie zdanie rzucone niechcący, jeden miłosierny gest, żeby w sercu drugiego człowieka zakiełkowała Miłość Boża. To lepsze niż wykłady z teologii. Faktycznie Jezus powiedział, abyśmy szli na cały świat głosić ewangelię, ale Paweł uświadomił nam, że to nie ludzie dają wzrost, a Bóg.
Krótko mówiąc: nie warto mówić ludziom jak mają żyć, a żyć tak, aby pytali Ciebie dlaczego tak żyjesz. |
|
|
Emi |
Wysłany:
Sob 21:56, 15 Wrz 2007
Temat postu:
|
|
Mi jest bardzo ciężko rozmawiać o Bogu, nawet z ludźmi, którzy są mi bardzo bliscy. Cały czas mnie to martwi, bo czuję, że powinnam. Przecież do tego wyznaczył nas Bóg, żebyśmy wskazywali Go innym ludziom. Ostatnio jednak usłyszałam, że wystarczy jak zasiejemy w czyimś sercu ziarno, wspomnimy mu o jakiejś drobnostce, że nie musimy mówić wielkich rzeczy i długich wykładów. Od tamtego momentu będzie działał na tą osobę Duch Święty i to on sprawi, że sama będzie chciała rozmawiać.
Co powiecie na ten punkt widzenia? Ja nie mam pojęcia jak się do tego ustosunkować. |
|
|
kasai |
Wysłany:
Wto 16:57, 31 Lip 2007
Temat postu:
|
|
ten Gość to ja, tylko przed zalogowaniem:)
Masz racje Tirsa, Jezus znał jego serce, my mamy gorzej bo nie wiemy czy dany człowiek chce tej rozmowy czy też nie. Czy coś zasiejemy czy też nie. Nie wiem po czym to poznać i wogóle nie wiadomo czy ktokolwiek wie. Ja robię tak, że jak ktoś nie chce rozmawiać albo nie przyjmuje jakiejś prawdy, to go zostawiam w spokoju, szanuje jego wolę i ale i siebie i swoją wiarę . A jak jakiś ateista ma pytania i chce rozmowy, to jak najbardziej należy ją podjąć |
|
|
Tirs_a |
Wysłany:
Wto 15:46, 31 Lip 2007
Temat postu:
|
|
masz rację, Gościu...mnie jednak czasem zastanawia czy nie za szybko rezygnuję z takiego człowieka i po czym poznać, że należy przerwać próby rozmowy. Co do Jezusa - On znał serca Piłata. Ja mam gorzej, bo nie znam serca drugiego człowieka, a przecież często bywa tak, że ci,którzy najgłośniej krzyczą przeciwko Bogu, najbardziej Go potrzebują... |
|
|
Gość |
Wysłany:
Wto 13:35, 31 Lip 2007
Temat postu:
|
|
Jeśli mam do czynienia z człowiekiem nie wierzącym w BOga, i atakującym kazdą mówianą prawdę o Nim, to ja z taką osobą o BOgu nie rozmiawiam, bowiem ich ta prawda nie interesuje. Nie mają łaski wiary. może inaczej, odrzucili tę łaskę jaką im dał Bóg. Jeśli odrzucili samego BOga, tymbardziej moje słowa nie będą dla nich nic znaczyć. ,,Nie rzucajcie pereł przez świnie,,. Sam Jezus kiedy był u Piłata, na pytania, co to jest Prawda? nic nie odpowiedział, bo wiedział że jesgo Prawda i tak zostanie wyśmiana i nikt mu nie uwierzy. Nie próbował przekonywać, po prostu nic nie powiedział.
My nic nie zrobimy jeśli serce owego człowieka się nie otworzy na prawdę, a jak się otworzy, to sam zapyta, i wtedy można zacząć rozmowę. Tak to odbieram:) |
|
|
Engelchen |
Wysłany:
Pią 18:36, 27 Kwi 2007
Temat postu:
|
|
tak, też miałam ostatnio taką rozmowę z kolegą z klasy, który za nic w świecie nie potrafiłby się poświęcić dla Boga, tak mówi z uporem, ale ostatnio nawet udalo nam się szczerze porozmawiać ogólnie o wierze... Ale i tak każde z nas zostało przy swoim... |
|
|
tobijah |
Wysłany:
Pią 15:07, 27 Kwi 2007
Temat postu:
|
|
uważam,że każdemu człowiekowi dana jest szansa poznania Boga...i właśnie Bóg często posługuje się nami...ale...właśnie uważam,że na początku każdej rozmowy trzeba wyznaczyć granice.Ja np czuję wewnętrznie z kim mogę zejść na głębszy grunt rozmów a z kim nie...Dla tych,którzy nie chcą słuchać,wystarczy nasza deklaracja wiary w Chrystusa...nic więcej nie możemy uczynić dla zamkniętych uszu...Jednak ważne,by chociaż spróbować....wszyscy jesteśmy ludźmi |
|
|
Tirs_a |
Wysłany:
Pią 10:06, 27 Kwi 2007
Temat postu:
rozmowy z wrogami Boga |
|
Gdzie - waszym zdaniem - jest granica rozmów z osobami walczącymi z Bogiem? Czy jako chrześcijanie powinniśmy z nimi w ogóle rozmawiać, skoro oni w sposób zdeklarowany nie chcą słuchać i z założenia walczą ze wszystkim, co ma związek z Bogiem? Czy takie rozmowy są bezpieczne dla naszego ducha? |
|
|