anonimus
Gość
|
Wysłany:
Pon 20:32, 14 Mar 2011
Temat postu:
Nie moc poradzenia sobie z myślami... |
|
|
Witam. Jestem stosunkowo młodą osobą w wieku powyżej dwudziestu lat. Ostatni czasu przeżyłem śmierć bliskiej osoby w rodzinie. To pogłębiło moje ciągle rozważania nad życiem poza ziemskim nad wędrówką duszy do nieba. Modle się do Boga lecz wiara walczy z rozumem. A po śmierci bliskiej osoby rozważania cały czas się pogłębiają do tego stopnia, że aż przerażają. Trafiłem tu dziś przez przypadek, nie szukając odpowiedzi w internecie nie przyszło by mi to nawet do głowy ale skoro jest takie forum postanowiłem się podzielić swoimi przemyśleniami może ktoś znajdzie czas by skomentować moje myśli.
Czasem gdy zamykam oczy i rozmyślam na temat tego co czeka każdego z nas, nie mam tu na myśli co będzie jutro, za rok czy pięć. Chodzi głównie o to czy faktycznie kiedy człowiek umiera, zamyka oczy na wieczność. krew zastyga w żyłach mózg umiera ciało staje się zimne sztywne. Pora pochować taką osobę wsadza się ją do drewnianej skrzyni, trumny zamyka po czym zasypuje się ziemią. Rozmyślając na tym nie potrafię sobie wyobrazić jak to jest nigdy więcej nie poczuć, dotknąć, zobaczyć, kochać. Po prostu umierasz i przygoda życia się kończy nigdy nie zobaczysz nikogo bliskiego trafiasz do nicości porostu Cię nie ma nie ma nic a świat kręci się dalej tylko Ty już nigdy nie zobaczysz i nie poczujesz tego. Co będzie gdy nie czeka na nas nic poza aktualnym życiem. Skoro każdy z nas ma duszę. Informacje, wspomnienia zapisane są w mózgu człowieka skoro ciało umiera i dusza żyje dalej to nawet nie będziemy tego świadomi. Ktoś może powiedzieć, że tego nie wiemy ale zakładając, że wszelkie wspomnienia zostaną pochowane z naszym ciałem w grobie to życie wieczne nigdy nie będzie odczuwalne dla każdego z nas. Kiedy zamykam oczy myśląc, że po śmierci ciemność i nicość to jedyna rzecz, której można być pewnym czuje lęk i przerażenie utratą życia. Możliwości braku odczuć, utraty pięknego życia które dostarcza nam tak wielu radości.Zakładając, że jednak dusza zabiera wszelkie informacje, które człowiek miał okazję przeżyć. W życiu spotyka się różne osoby. Ale choroby dotykające wielu z pośród nas ludzi. Choroby psychiczne, umysłowe taka osoba nie jest świadoma tego wszystkiego co ją otacza choroba nie pozwala na racjonalne i zdrowe myślenie są takie przypadki. To teraz jak taka osoba chora, upośledzona przechodząc przez życie bez świadomości istnienia Boga ma być rozliczona na sądzie ostatecznym, o którym ostrzega nas biblia. Jak ktoś w pełni nie świadomy niepotrafiący racjonalnie podejmować decyzji może być rozliczany za swoje postępowanie? I skoro dusza jest odrębna od Ciała tylko w trakcie życia tworzą jedność a gdy Ciało umiera dusza odchodzi czy żyje ona swoją świadomością a nie taką jak podczas naszego życia. Skoro tak to życie wieczne przeżyje ona a nie my. My nawet nie będziemy świadomi tego, że cokolwiek wokół nas się toczy. Gdy serce przestanie bić, krew zastygnie w żyłach nic na nas nie czeka bo gdy mózg umiera wszelkie informacje umierają wraz z nim.
Nie potrafię poradzić sobie z tymi myślami mógł bym pisać pół dnia o tym wszystkim lecz nie będę się rozpisywał ponieważ może stać się to monotonne i nudne. A kończąc chciał bym napisać, że mimo wszystko jestem osobą wierzącą modle się do Boga staram się z nim rozmawiać.Lecz tak jak wspomniałem wcześniej ciągle przeżywam walkę wiary z rozumem. Sam już nie wiem czy jestem jednostką, która tak głęboko nad tym rozmyśla czy każdy w zaciszu swych myśli zadaje sobie takie pytania. I im mocniej, racjonalnie myślę o życiu wiecznym napawa mnie zwątpienie. Lecz staram się pocieszać tym, że mogę być w błędzie i wszystko przedemną. Lecz obawa pozostaje.
|
|
|
|
|
|
|
Tirs_a
Administrator
Dołączył: 24 Lut 2007
Posty: 112
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Łodź
|
Wysłany:
Wto 12:05, 05 Kwi 2011
Temat postu:
|
|
|
witaj, chyba żaden człowiek nie jest odporny na śmierć bliskiej osoby. Każdy z nas, stając w jej obliczu chce czy nie, robi rozrachunek z własnym życiem, dokonując remanentu tego, w co wierzy. Mówisz o nicości, która następuje, gdy serce człowieka przestaje bić. Ja też się nad tym zastanawiałam. Być może ze śmiercią jest tak jak ze snem? Pan Jezus często nazywał śmierć snem. Być może nasza dusza idzie spać, a obudzi się na dzień Sądu Ostatecznego, kiedy Pan przyjdzie w chwale sądzić żywych i umarłych. I wówczas zbawieni odzyskają ciała, które będą przemienione w doskonałość. Tak jak stało się to w przypadku Pana Jezusa, który po swoim chwalebnym zmartwychwstaniu odwiedził uczniów przenikając przez ściany domu, w którym byli 'zamknięci z obawy przed żydami'.
W takiej sytuacji ciało i dusza będą jednak w tej jedności, której rozdzielenia tak się obawiasz. Nasze myśli, emocje, osobowość nie przepadną, ale zostaną przywrócone i na zawsze oczyszczone ze skutków grzechu krwią Chrystusa.
Być może śmierć jest rodzajem korytarza, sieni, którą trzeba przejść zanim wejdziesz do 'królewskich komnat' w Królestwie Bożym?
A co do osób chorych psychicznie...to trudna sprawa, ale ja wierzę, że Bóg doskonale zna serca tych ludzi i na pewno osądzi ich sprawiedliwie. Wydaje się, że nie będą oni sądzeni jak ludzie zdrowi. Bardziej tak jak dzieci - nieświadome tego, co robią.
Teraz ja się rozgadałam...więc kończę
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
babcia
Dołączył: 03 Maj 2007
Posty: 6
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany:
Czw 14:59, 14 Kwi 2011
Temat postu:
|
|
|
Jak sam nick wskazuje jestem juz w babciowatym wieku i tez czesto sie zastanawiam a raczej rozmyslam o mojej wiecznej przyszlosci . Codziennie dziekuje Bogu, że moje rozmylania sa nakierowane na Zbawiciela, dzieki któremu tą przyszlość, to życie wieczne mam. Dwa i pół roku temu pochowałam mamę, ale powiem to wbrew powszechnym opiniom i uczuciom strat, cieszylam sie na tej ostatniej drodze jaką przeszlam razem ze spiaca mama. Dwa tygodnie wczesniej moja mama oddała życie Jezusowi wyznajac Zbawiciela swoim Panem. W ten wrzesniowy dzien, a byl piekny, mialam swiadomosc ze kiedys tam spotkam mamę szczesliwą, zdrową, bez cierpienia i trosk w obecnosci Bozej.Gdy codziennie przychodzę do Jezusa, gdy wyznaje swoje grzechy, gdy mam pewnosc, że krew Baranka przelana na Golgocie oczyszcza mnie z grzechu przez co dostepuje uswiecenia i usprawiedliwienia moje serce jest spokojne i radosne. Nie ma wiekszej miłości nad tą gdy ktos daje życie za przyjaciół swoich. Własnie nasz umiłowany Ojciec poświecił Swego syna abyśmy żyli i obfitowali. Ojciec Niebieski obadarował każdego łaską zbawienia a od nas zalezy czy tą łąske przyjmiemy i czy bedziemy w niej trwali przestrzegając prawa. Polecam Ps. 37 z Bozym pozdrowieniem
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
Strona 1 z 1 |
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa) |
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|
|